niedziela, 4 kwietnia 2010

O potrzebie




Kiedy rozglądam się po moim otoczeniu czasem nachodzi mnie taka myśl żeby dokonać bilansu tego co z otaczających mnie rzeczy i zjawisk jest faktycznie tym co do życia niezbędne, co jest po prostu użyteczne a co stanowi po prostu efekt realizacji potrzeby bycia na pewnym poziomie, mania tego co wydaje się potrzebne itp. Słowem jak wiele w moim życiu jest rzeczy które z jednej strony wyciągnęły ze mnie czas i energię jaką potrzeba aby zmaterializować kasę potrzebną na ich zakup zamian dając tylko poczucie że nie odstaję od standardów.
Daleko mi do jakiegoś ascetycznego minimalizmu, a drewniana miseczka na ryż i brzytwa to mimo wszystko nie jest ten zakres niezbędności życiowej który chciałbym wdrażać. Z drugiej strony czuję jak budzi się we mnie pewien bunt przeciw "nadążaniu" za przyjętymi normami. Najprościej zilustruje to może takie proste zestawienie który każdy może sobie sam uczynić na własny użytek - jeszcze lat temu 20 żyłem i jakoś nie przymierałem głodem, marzyłem o fajnej kolekcji niedostępnych wówczas książek, chciałem mieć video i móc oglądać różne filmy, samodzielne mieszkanko, nawet najprostsze i jakiś stary samochód to już były takie aspiracje na wyrost. A jednak żyłem, miałem grono przyjaciół, którzy tak jak i ja nie mieli jeszcze komórek. Umiałem posługiwać się rozkładem jazdy pkp i dojechać w jakieś niesamowite miejsca, może nie egzotyczne, a może właśnie tak - zależy co ma ową egzotykę stanowić. Matematycznie rzecz ujmując - mniejsza ilość elementów dawała efekt nie gorszy a może i lepszy.
Życie jednak nie stoi w miejscu i wraz z jego zmianami pojawiły się nowe aspiracje, cele a wraz z nimi ułuda, że osiągając kolejne etapy osiągamy większe zadowolenie. Tymczasem najprawdziwsze jest to co w nas, faktycznie liczy się wielokrotnie nie tyle to co się osiągnęło bezpośrednio, ale to jaki miało to dla nas skutek , ile w efekcie mieliśy satysfakcji i jak szybko pojawiał się kolejny cel.
Przyglądam się zatem kolejnym celom, wiedząc już teraz jak bardzo oszukujemy się myśląc, że to kolejne podejście, kolejny wydatek, przyniesie nam radość. Nie, to nie tak, że nie było radości raczej tak, że mając już coś za sobą i dokonując bilansu, nie zawsze wychodzi on tak jak powinien.
Wracam do mojego podziału na rzeczy potrzebne i nie. Wiele z tych niepotrzebnych przyniosło mi jednak radość , więc spełniło w ten czy inny sposób swoją rolę, wiele z tych potrzebnych jest tak oczywistych że zapomniałem się na ich osiągnięcie ucieszyć, a wiele nie przyniosło ze sobą nic nad czym warto by się pochylić i to jest miejsce gdzie traciłem czas i energię.
Bliska jest mi myśl o cieszeniu się sprawami drobnymi i czerpaniu satysfakcji z rzeczy nie koniecznie efektownych, cóż z tego skoro funkcjonowanie w grupach niesie za sobą potrzeby dopasowania się, a te kierują naszą energię na osiąganie rzeczy, które dla nas samych, tak w głębi nas, nie mają wcale znaczenia. Obawa przed rolą outsidera jest silna choć niejednokrotnie rola ta mnie skusiła i pewnie nie raz robiłem za dziwoląga przedkładając zgodność z czymś wewnątrz mnie nad zgodność ze standardem.
Per saldo jednak znajduję się w świecie który sobie stworzyłem otoczony rzeczami różnej wartości lub bez żadnej, hołubiąc w sobie pewne elementy czegoś co mój niegdysiejszy przyjaciel nazwał etosem szarości a co nigdy nie przestało do mnie przemawiać gdzieś w głębi. Celebracja codzienności, szacunek dla prostoty, tym silniejszy że mam raczej tendencje do pewnego kwietyzmu i rozdrabniania się.
Mało napisałem konkretów ale też i nie o konkretne przedmioty chodzi, nie chcę krytykować tu swojego telefonu komórkowego mimo że on i miliony mu podobnych katastrofalnie wpłynęły na różne aspekty naszego życia, bo wiem że z drugiej strony bywa on źródłem fantastycznych kontaktów, pociechy kiedy potrzebuję porozmawiać i pewnego drobnego poczucia bezpieczeństwa. Nie pastwię się nad telewizorem czy komputerem, ale i one bywały źródłem wielu drobnych radości i zawodów. Bezwzględna niezbędność nie jest bowiem jakimś nadrzędnym faktorem ale jest nim to w jakim stopniu osiągnąłem przez moje starania coś dobrego, co dziś może mnie choćby w formie wspomnienia trochę rozgrzać.
Niejasne te moje wywody pisane wieczorem , bo kryją się za nimi nie dające się opisać emocje. Podsumowaniem tego tekstu jest zatem tylko moje przekonanie że wszystko o co się staramy czy to sferze ducha czy materii ma tylko tyle wartości ile przyniosło nam zadowolenia, radości i satysfakcji, nawet przejściowo, natomiast cholernym błędem jest utknięcie w fatalnym wyścigu do zaspakajania coraz to nowych pomysłów, bez dokonania takiego bilansu. Jest na prawdę niemiłe widzieć jak małe znaczenie z czasem mają te rzeczy które kosztowały nas tak wiele.
Życzę Wam wszystkim i sobie też abyśmy nigdy nie obudzili się w wielkim domu, otoczeni fantazyjnym wyposażeniem, z poczuciem że budując to wszystko zgubiliśmy po drodze przyjaźń, miłość, zadowolenie i proste radości.