wtorek, 5 lutego 2013






Jest tyle różnych tematów które na zmianę jeżą mi na głowie włosy, mrożą krew w żyłach lub przyprawiają o ataki niekontrolowanego śmiechu że w zasadzie nie wiem od czego zacząć. Może zacznę od czegoś co kiedyś wywoływało wielkie nadzieje, potem nieco lęków wyszło z tego wielkie nic po to aby się okazało ...
No ale po kolei.
Zacznijmy od zamierzchłej historii. Kolega Platon zaproponował kiedyś wizję świata - iluzji, świata który jest po prostu odbiciem innego świata, kiepskim, niedoskonałym ot jak cienie na ścianie. Koncepcji tej raczej nie wydumał bo iluzoryczność świata była postulowana od niepamiętnych czasów i trudno powiedzieć skąd się ten pomysł wziął. Tak czy inaczej jako ówczesny celebryta rozpropagował i volens nolens wprowadził pośrednio do popkultury pierwszą wizję Matrixu czyli rzeczywistości wirtualnej. Nie minęło czasu mało wiele i oto za sprawą kreującej nierealne światy literatury a potem kinematografii zaczęliśmy otrzymywać  różnorakie obrazy raz pozytywne raz negatywne tego jak człowiek nurza się w nierealności, nie zdając lub zdając sobie z tego sprawę, odkrywając to lub też tkwiąc w błogiej nieświadomości. Weźmy takiego "Kosiarza Umysłów" który najpierw zanęcił wizją naprawy naszej inteligencji przy użyciu nieco perwersyjnych  i budzących dziś wesołość gadżetów do penetracji Virtual Reality by na koniec wystraszyć nas możliwością transferu wrogiej i skrzywionej inteligencji do sieci telekomunikacyjnej. Jakże się deliberowało o możliwości wniknięcia w ową "VR" o zagrożeniach jakie na nas w związku z tym czyhają i możliwych szansach.
Znów minęło trochę czasu, nadeszła era osławionego Matrixa którego jestem wiernym fanem, który już nie kazał nam nakładać dziwacznych gogli czy kostiumów za to wbił nam w mózg i rdzeń kręgowy elektrody czy inne stymulatory. Wrócił też platoński dylemat czy to co widzimy to jest rzeczywistość. Ogólnie - zrobiło się refleksyjnie. Trochę żałuję tych fajowych kostiumów VR które miały gwarantować odbiór bodźców z każdej, w tym tej mniej przyzwoitej sfery, co pobudzało niebywale wyobraźnię. Fakt że na co komu seksi kostium jeśli wszystko i tak dzieje się w mózgu, a elektroda kosztuje mniej w produkcji.
Niezależnie od pobudzenia szerokiej publiczności  pomysłami na VR jakoś nic się nie przebiło z zapowiadanych czy to gogli czy rękawic czy hełmów czy choćby okularków. Cóż trudno ostatnio coś się mówi o poszerzonej rzeczywistości - też fajnie.

Ale, ale

Otóż kiedy rozglądam się po świecie zaczynam rozumieć dlaczego technologia się nie przyjęła. Cóż jak mówił nasz Kopernik który wszak był też ekonomistą - gorszy pieniądz wypiera lepszy. Na co inwestować w jakieś technogadżety skoro udało się bez tego przypiąć ludzi do sieci, po co komu kostiumiki czy brrrr - elektrody wbite w czaszkę skoro np. ów demoniczny virtual sex (ech ta kolorowa wizja z Kosiarza...) uprawia się metodą wiele prostszą bez wielkiego zadęcia wystarczy kamerka i dostęp do netu. Po co zaprzęgać moce obliczeniowe tworzące jakieś megawypasione awatary dziś każdy niemal ma swojego awatara - w serwisie społecznościowym. Przez serwis ów zawieramy związki, rozwodzimy się, prowadzimy dyskusje, budujemy pseudo tożsamość w którą ma uwierzyć świat choć ma tyle wspólnego z rzeczywistością co cienie na ścianie jaskini.

Cóż mamy wiele z przepowiadanych negatywnych efektów VR i .... w zasadzie żadnych pozytywnych. Przypomina mi się Kongres Futurologiczny nieodżałowanego Lema - po co tworzyć jakieś rozbudowane światy skoro odurzeni narkotykiem ludzie będą biegając na własnych nogach wierzyć świecie że jadą limuzyną. Ot tryumf księgowych nad wizjonerami - taki raj w wersji ekonomicznej.