niedziela, 28 grudnia 2008

Zabójcza poprawność




W zasadzie trzy moje wpisy na tym blogu tj. o rasizmie, o homofobii i o homofobii po raz drugi mają w podtekście jeden i ten sam problem jakim jest przerost poprawności politycznej nad rozsądkiem. Zjawisko to dawno już przekroczyło granice absurdu. Na tyle dawno, że to co absurdalne wydaje się zrozumiałe, a piętnowane są wybryki, które nie są po prostu głupie bezsensowne czy absurdalne tylko hiper - absurdalne.
Chcecie przykładu absurdalnych rozwiązań, które stały się normą tak, że mało kogo to dziś dziwi?
Proszę bardzo. Pierwszy nikogo już chyba nie rażący przypadek to nadawanie mniejszościom pewnych dodatkowych praw przekraczających uprawnienia większości. Na przykład - mniejszość niemiecka w Polsce ma zagwarantowane dwa miejsca w parlamencie bez względu na obowiązujące polaków progi wyborcze, czy ilość głosów, czy cokolwiek. No ludzie kochani jeśli to nie jest dla Was absurd to co nim jest ? Szczytem tolerancji dla różnorodności jest RÓWNOUPRAWNIENIE wszystkich, co oznacza te same prawa i te same obowiązki jeśli ktoś dostaje więcej to nie jest to równouprawnienie, tylko uprzywilejowanie jednych i co za tym idzie dyskryminacja pozostałych. Tymczasem panuje absurdalne przekonanie, że we współczenym porządku takie przegięcia to właśnie miara demokracji.
Skoro o równouprawnieniu mowa, zapraszam do lektury najlepszego artykułu o feminizmie i równouprawnieniu kobiet jaki czytałem - tu

Przegięcie poprawnościowe doprowadziło nas do sytuacji, w której przesłanie koleżance tzw. świńskiego dowcipu może być uznane za molestowanie seksualne, jeśli brzydzisz się seksem homoseksualnym to jesteś homofobem, w zasadzie nie wiadomo jak nazwać murzyna, karła, garbatego, czy idiotę aby nie być okrzykniętym jakimś anty ........ tu wpisać dowolne słowo, lub po prostu faszystą. Jeśli napiszesz cokolwiek negatywnego o mieszkańcach Izraela i ich rozsianych po świecie pobratymcach jesteś automatycznie antysemitą nawet jeśli po prostu negatywnie oceniasz politykę tego państwa (a tak, oceniam ją bardzo negatywnie ale to temat na osobny artykuł). Co ciekawe, mimo że arabowie to też semici ich obrażanie antysemityzmem nie jest bynajmniej.

Ale to wszystko po prostu zwykły absurd tym czasem mamy to już za sobą i obecnie taplamy się w hiper-absurdzie. O propozycji wykreślenia określeń "matka" i "ojciec" już pisałem wredne te określenia ranią ponoć uczucia par homoseksualnych.
Jakiś czas temu na przemiał poszła ulotka wydana przez brytyjską Policję bo wydrukowano na niej wizerunek psa w wielkim nakryciu głowy typowego Bobby'ego. Czyżby obrażał on uczucia policjantów, których niejako przyrównano do piesków ? Ależ skąd - pojawiła się opinia, iż może on obrażać uczucia ... muzułmanów dla których pies to zwierzę nieczyste. Sami zainteresowani nawet nie zdążyli się wypowiedzieć, poprawność polityczna była szybsza.
Kolejna sprawa - otóż jeśli jesteście studentami w Szwecji i macie zamiar po studiach uczyć szwedzkie dzieci szwedzkiego, a nie znacie tego języka nawet na poziomie dziecka w przedszkolu to nic nie szkodzi. Oblewanie egzaminów w tej sytuacji, z powodu nieznajomosci języka jest bowiem przejawem dyskryminacji
Jeszcze dwadzieścia lat temu dysleksja była schorzeniem rzadkim. Wiem coś o tym bo sam robiłem masę błędów tak ogromną, że byłem o nią podejrzewany tylko że ... nikogo to jakoś nie rozczulało. Mało kto miał stosowny papier, ja na przykład dostawałem po prostu dwie oceny - za meritum i za ortografię (w drugim przypadku zawsze była to bańka) Jakimś niesłychanym cudem na maturze zrobiłem tylko jeden błąd ortograficzny co oczywiście automatycznie obniżyło mi ocenę o jeden punkt. Dziś bandy leniuchów mają kwity na wszystko, że nie potrafią i nie muszą potrafić pisać, czytać liczyć, a na dodatek nie wolno ich stresować bo popadną w nerwicę szkolną. Oczywiście jakakolwiek próba zmuszenia młodego człowieka do minimalnego wysiłku to "znęcanie się".
Nie wiem czy wiecie ale jeśli dacie swojemu dzieciakowi szlaban za jakieś przewinienia i nie daj Boże zdarzy się wam nie tylko podnieść głos ale może i palnąć go przez łeb za bezczelną odzywkę to jesteście przestępcami, a Wasza latorośl ma pełne prawo Was zadenuncjować telefonicznie pod specjalnym numerem. Zjawisko znęcania się nad członkami rodziny i molestowania nieletnich stało się źródłem lęków niejednego rodzica czy nauczyciela bo powiedzmy sobie szczerze jak udowodnić, że nie jest się wielbłądem? Zdarzyło się już, że zniszczono kopletnie jakiegoś belfra co ciekawe płci obojga, puszczając bzdurne oskarżenia o molestowanie uczniów.

Każdy niech sobie dopisze ciąg dalszy przykładów bo codzienność przynosi ich na kopy. Kłopot w tym, że jak starałem się wyżej wskazać media i ludzie zwracają uwagę na zjawiska, które bardzo dawno minęły krawędzie absurdu natomiast tolerują takie które są tak zwyczajnie głupie nielogiczne i absurdalne.


Każdy inny - wszyscy równi.

sobota, 27 grudnia 2008

Polemika




Mój zaprzyjaźniony Blog opublikował polemikę do mojego wpisu

Zarzut pod moim adresem jest prosty: nie da się ustalić normy, nikt nie może zatem skutecznie postawić granicy pomiędzy tym co normalne a co nie.

Szanowna Yaneeno :-)

Od tysiącleci w sposób mniej lub bardziej skuteczny bronią się same pewne wartości. Celowo używam znienawidzonego słowa "wartości" bo są nimi wg. mnie takie normy zachowań, które bronią się same i nie wymagają kampanii pro czy anty. Wartości te mają charakter w jakimś sensie biologiczno - gatunkowy. U ich źródeł zaś pojawiają się silne tabu, które jak łatwo zauważyć często brały się z całkiem zdroworozsądkowych podstaw. Monża wierzyć w jakąś nadnaturalną siłę prawodawczą, lub nie, ale fakt pozostaje faktem, że istnieją nakazy etyczno moralne, które zwyczajnie biorą się wprost ze strategii przetrwania gatunku.
Zakaz zabijania innych ludzi, poza obroną własną i swoich bliskich, zakaz kazirodztwa, różnego typu zakazy i obostrzenia pokarmowe, pewne nakazy dotyczące ubierania się czy zakaz nagości to są normy, które mają swój określony sens, których nieprzestrzeganie szkodzi fizycznemu przetrwaniu gatunku. Dlatego są one niejako wbudowane w większość, jeśli nie we wszystkie systemy etyczne jakie znamy. Oczywiście wszystko daje się stopniować i każdy zakaz można rozumieć mniej lub bardziej bezwzględnie. Ostatecznie czym innym jest zakaz zabijania a czym innym paradowania nago.
Uderzyłem z grubej, biologicznej rury ale wcale nie chcę kontynuować wywodu w stylu "seks homoseksualny jako nie prowadzący do prokreacji jest nienormalny". Co to, to nie, jestem całkiem normalny i lubię seks nieprowadzący do prokreacji :-)
Chcę tylko zauważyć, że nie bez kozery większość ludzi podświadomie boi się węży czy pająków, nie bezpodstawne jest to że pewne rzeczy nas brzydzą np. gnijące mięso. Owe niechęci i lęki mają podłoże atawistyczne i biorą się z doświadczeń wielu pokoleń naszych przodków. Obawiamy się tego co może potencjalnie nam zaszkodzić. Ot i tyle.
Gdzie zatem jest granica normalności? Granica normalności jest w miejscu, w którym ktoś mówi mi, że skoro brzydzę się nadgniłym mięsem albo boję się żmii to ja jestem kimś nienormalnym. Współczesna "otwartość" zdaje się przekraczać granice rozsądku.
Tak, wiem że nie jestem homofobem, ale ostatnio mianem tym określa się wszystkich ludzi którzy ośmielają się żywić krytyczne uwagi wobec dość uporczywych prób wypromowania homoseksualnego trybu życia. Wyraźnie napisałem i raz jeszcze to podkreślę, jak dla mnie można współżyć nawet z czajnikiem czy pasztetem, problem w tym, że mamy nie tylko tolerować ale uznać, że np. określenie "mama" czy "tata" powinny zniknąć ze słownika bo krzywdzą biednych pederastów i lesbijki.
Powodem napisania mojego pierwotnego tekstu była histeryczna reakcja mediów na fakt, że Watykan z pewną nieśmiałością wyraził się, nie dość "otwarcie" i bez entuzjazmu na temat homoseksualizmu w związku z jakąś międzynarodową inicjatywą zmierzającą do depenalizacji zachowań homoseksualnych. Ciekawe przy okazji jakby skomentowano gdyby Watykan wygłosił jakieś płomienne orędzie wspierające homosiów ?

Czasem, nieco przewrotnie, myślę, że najlepiej byłoby właśnie tak zrobić tzn. z entuzjazmem przyjąć w konstytucji nawet, że homoś jest OK. Byłby to conajmniej gwóźdź do trumny :-)
Obawiam się, że w świecie totalnej akceptacji dla "kochających inaczej " dość szybko ich populacja by zmalała z braku medialnego szumu jaki otacza "wyjścia z cienia" i z braku poczucia niezwykłości i wyjątkowości.

oto moje (kolejne) trzy grosza :-)

Czekając na Renesans cz.3


Małe uzupełnienie do części 1-szej. Jako że mamy koniec roku jest fajnie bo różne publikatory biorą się za podsumowania. O wybranych przez Time odkryciach naukowych roku 2008 już pisałem, czas na nieco bardziej poczesny "New Scientist", który ogłosił listę naukowych bohaterów roku 2008:

- Steven Chu, noblista i kierownik Lawrence Berkeley National Lab ma objąć w rządzie Baracka Obamy stanowisko sekretarza do spraw energii. Ten zwolennik naukowego rozwiązania problemów klimatycznych i odnawialnych źródeł energii może być jednym z najbardziej wpływowych naukowców roku 2009.

Szkoda, że zjawisko globalnego ocieplenia może się okazać jednym wielkim politycznym szwindlem, nie chciałbym przesądzać ale poczekajmy z wnioskami, są tacy którzy twierdzą coś dokładnie odwrotnego i tacy, którzy uważają że że zjawiska takiego nie ma. Przypomina mi się w tym miejscu histeria freonowa po "odkryciu dziury ozonowej" która istnieje od niewiadomo jak dawna nad Antarktydą, powstaje zawsze w okresie wiosenny, a nasz wpływ na jej istnienie i rozmiar jest zbliżony do wpływu na długość doby :-)

- George Church z Harvard University stworzył Knome - pierwszą firmę oferującą klientom sekwencjonowanie całego genomu. Pracuje też nad bakteriami wytwarzającymi biopaliwa.

Facet robi biznes na genetyce i dobrze, szczególnie że dla przeciętnego Kowalskiego czy raczej Smitha dane te są niezbędne jak rybie rower.

- Svante Paabo z Instytutu Maxa Plancka w Lipsku jest pionierem sekwencjonowania starożytnych próbek DNA. Wraz z kolegami niemal zakończył sekwencjonowanie genomu neandertalczyka i rozszyfrował z grubsza genom mamuta.

To już komentowałem, szybkość i wydajność współczesnych maszyn pozwala na bicie kolejnych tego typu rekordów tyle że żadne to odkrycie. O "szyfrowaniu" czy "rozszyfrowniu" to już normalny bełkot który sugeruje jakiś wielki wysiłek intelektualny

- Alan Stern - były dyrektor NASA - zrezygnował ze stanowiska, odmawiając redukcji wydatków na główne programy badawcze.

Innymi słowy - wspieramy swoich. Ręce precz od tłustych apanaży luminatów współczesnej nauki i ich drogocennych badań, z których od wielu lat nic nie wynika. Maksimum kasy za zero wyników a jak się nie podoba to rezygnujemy.

- John Pendry z Imperial College w Londynie pracuje nad pelerynami - niewidkami. Udało mu się spopularyzować związane z tym skomplikowane teorie fizyczne.

O tym już pisałem fajny bajer, nadaje się w sam raz do działu ciekawostek naukowych i nic poza tym

- Peter Smith z University of Arizona jest głównym naukowcem NASA odpowiedzialnym za misję marsjańską lądownika Phoenix. Dzięki niej przekonaliśmy się, że na Marsie mogło istnieć życie i zobaczyliśmy wiele zdjęć marsjańskich krajobrazów.

Który to lądownik nie zmienił nawet na milimetr naszej wiedzy na temat Marsa choć faktycznie brak było zawsze dobrej jakości pocztówek z Marsa, może jakaś firma zdecyduje się na wyduk i sprzedaż?

- Ken Caldeira z Carnegie Institution od lat zajmuje się geoinżynierią, która może się okazać wybawieniem, jeśli nie uda się powstrzymać zmian klimatu zmniejszając emisję dwutlenku węgla.

Jak wyżej wszystko fajnie o ile wogóle jest coś takiego jak efekt cieplarniany i to co się z tym wiąże.

- Lyn Evans, dyrektor Wielkiego Zderzacza Hadronów CERN, największej instalacji naukowej w dziejach.

Ech szkoda mi to ponownie komentować, ale jeszcze do poprzedniego wpisu dodam, że nie dalej jak kilka dni temu teoria BB zaczęła się mocno chwiać w posadach (przy okazji napiszę dal czego jak znajdę jakiś poważniejszy mteriał w temacie a nie tylko naukową ciekawostkę) mamy zatem próby osiągnięcia stanu zbliżonego do stanu po BB, którego to BB możliwe, że wogóle nie było.

- Philip Munger, nauczyciel muzyki i bloger z Alaski, który ujawnił, że Sarah Palin wierzyła w koegzystencję ludzi i dinozaurów przed 6000 lat.

Hahahaha no to mamy nagrodę dla ... donosiciela. Kolo pomógł wygrać Obamie kompromitując babkę, bo ta ma jakieś tam przekonania nb. zbliżone do przekonań większości amerykanów więc w czym problem. Naukowy bohater no niemal na miarę Galileusza - ROTFL

- Claudia Castilo - której jako pierwszej na świecie przeszczepiono tchawicę, wyhodowaną poza organizmem, częściowo z jej własnych komórek.

Tu się nie czepiam, tyle że Pani ta to nie naukowiec, a zrozpaczony gotowy na wszystko pacjent, który zgodził sie na medyczny eksperyment na własnej osobie. Gwarantuję, że gdyby się nie udał nie znalazłaby się w żadnym ekscytującym zestawieniu tylko w nekrologu.

- Barack Obama, który wybrał do swojego sztabu wielu wybitnych naukowców.

No to już jest szczyt pan Obama jest bohaterem bo ... dał naszym kolesiom fajne, dobrze płatne posady w administracji.

CDN...

środa, 24 grudnia 2008

Gdzie jest kasa z planu Paulsona?



Tak na gorąco i bez rozpisywania się polecam poczytać pod linkiem LINK

Na wypadek gdyby news zniknął z onetu cytuję:

"3 października Izba Reprezentantów USA zatwierdziła kontrowersyjny plan sekretarza skarbu Henry'ego Paulsona, mający na celu wsparcie sektora bankowego astronomiczną kwotą 700 mld dol. Dziennikarze agencji Associated Press próbowali się dowiedzieć, jak 21 amerykańskich banków wydało otrzymane pieniądze - informuje "Gazeta Wyborcza".
Konkretnej odpowiedzi nie udzielił ani jeden bank. Część odpowiedziała wprost, że nie wie, gdzie się podziały miliardy rządowej pomocy.
Thomas Kelly z JP Morgan, który dostał 25 mld dol. oświadczył: - Trochę pożyczyliśmy, trochę nie, w zasadzie nie księgowaliśmy tych kwot.
Barry Koling z SunTrust Banks: - Jeden dolar wpływa, drugi wypływa, nie śledzimy tego.
Niestety nie da się sprawdzić, co konkretnie dzieje się z pieniędzmi.
- Obawiam się, że nasz naród nigdy nie dowie się, gdzie są te pieniądze - mówi kongresmen Scott Garrett.
Ustępujący Henry Paulson zapewnia, że lepiej będzie kontrolował kolejne 350 mld dol., które zostały do rozdysponownia. Najpierw jednak musi dostać od Kongresu zgodę na ich wydanie."

Tyle na początek :-)


wtorek, 23 grudnia 2008

Czekając na Renesans cz.2



(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)


cd …..

2) Technologia.

No tu to normalnie z dnia na dzień dzieją sie prawdziwe cuda … marketingu. Na początek weźmy byka za rogi i zmierzmy się z czymś co wydaje się technologicznym walcem rozjeżdżającym coraz to nowe bariery. Komputery. Przy okazji - szkoda, że te bariery ustawiają przed nim głównie spece od reklamy :-). Mamy zatem kolejne “epokowe” giga, mega tera … coś tam, nie mamy natomiast kompletnie niczego co zmieniłoby choćby trochę rzeczy istotne jak choćby metodę obcowania człowieka z maszyną. Ale ad rem.

Sądzę, że kiedy mowa o szybkim rozwoju, każdego myśl kieruje się ku komputerom. Na początek kilka ciekawostek. W połowie XVII w. niejaki Pascal, skądinąd również filozof, tłukł już “masową” produkcję kalkulatorów na sprzedaż (no przynajmniej z 8 sztuk zrobił). W tymże samym wieku XVII inny filozof Leibnitz opracował kod binarny - myślę, że coś świta czyż nie ;-) tak kochani słynne zera i jedynki to pomysł z XVII wieku ponad 300 lat historii.

Trudno powiedzieć co uznać za pierwszy komputer, ale przyjmijmy, że w okolicach lat 40-50 faktycznie zbudowano pierwsze urządzenia pasujące do tej nazwy np. słynny ENIAC. Już w 1962 roku stworzono komputer, który w zasadzie miał wszystkie cechy dzisiejszych stacji roboczych, w 1963 po raz pierwszy zastosowano GUI w 1964 zaczęto masowo produkować IBM 360 zbudowany w całosci ze scalaków rok później zbudowano pierwszą mychę komputerową. To co nastąpiło potem to głównie poprawa parametrów. Oczywiście zmiany były znaczne i wydajnośc nieporównywalna ale … to tylko kategorie ilościowe nie jakościowe. Procesor 8086 czy 80386 czy Pentium czy Core Duo, czy G5 czy jakiś tam to po prostu coraz bardziej rozbudowany scalak, co raz szybciej taktowany, co raz szybciej liczący ale to po prostu układ scalony nikt nie wymyślił jak dotąd niczego innego czy przełomowego, mnożymy mega czy giga herce, mega czy giga bajty ot i cała różnica.

Chcecie zrobić test? Kupcie na allegro albo wygrzebcie z piwnicy jakiś komputerek z lat powiedzmy 80 tych. Do testów dobrze mieć np. komputer Lisa z 1983 r. lub rok młodszego Mackintosha. Zdziwicie się ile rzeczy można było zrobić na kompie z roku 1983/84.

Ikony, okienka, czcionki True Type w dokumentach itd. Nawet czas uruchomienia tego starocia często będzie krótszy niż Windows Vista na współczesnym supersprzęcie. Pytanie zatem gdzie poza kolorowymi animacyjkami i graficznymi bajerami odbywa się ów postęp w komputerach? Para idzie w gwizdek, niewyobrażalne wydajności współczesnego sprzętu obsługują głównie nieudolnie napisane, zasobożerne systemy, których jedynym celem jest komunikacja z komputerem. Cześć zasobów zjada zjawisko tzw. multimediów, które w większości ograniczają się do kolejnych graficznych wodotrysków. No i oczywiście gry w środowisku 3D czyli w zasadzie jedyna dziedzina gdzie można zauważyć rozwój, tyle że jest to siłą rzeczy rozwój efektów wizualnych bowiem rozwój samego środowiska 3D raczej w minimalnym stopniu przekłada się na produktywność czy ergonomię. Moja teza jest prosta - od kilkudziesięciu lat nie dokonano żadnego przełomu nawet w dziedzinie tak prozaicznej jak interfejs czy ogólnie metodologia kontaktu człowieka z komputerem. Nie rozwinęła się żadna technologia VR która mogłaby w dziedzinie interfejsu sporo namieszać. Mimo tego, że korzystamy dziś z komputera dokładnie tak samo jak 30 lat temu uważamy że doszło do postępu i rozwoju czy to nie ciekawe ?

CDN.

Czekając na Renesans cz.1


(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)

Poniżej pierwsza część cyklu moich przemyśleń dotyczących współczesnego świata i naszego miejsca w jakimś ogólnym schemacie rozwoju. Nie wiem ile tych części będzie na razie macie zatem tezę i pierwszą grupę przykładów. Miłej lektury :-)

Żyjemy w czasach totalnego zastoju. Tak właśnie tak, powtórzę aby było jasne że nie jest to jakieś omyłkowe stwierdzenie - w niemal każdej obserwowanej dziedzinie panuje absolutny zastój a może nawet regres. W wielu dziedzinach trwa on już ponad 100 lat. W tych nieco szybszych mamy do czynienia z zastojem 40-50 letnim. Nie jest mi znana dziedzina, która tak naprawdę rozwija się, a nie tylko czołga.

Kilka słów dla ustalenia ważnych pojęć aby nie było nieporozumień - fakt, że ktoś zbuduje telewizor o przekątnej 200 cali to żaden cud i przełom, co innego jak ktoś wymyśli i zbuduje ów telewizor tyle że to akurat już ktoś zrobił.

Jak zaraz postaram się to przedstawić na przykładach znakomita większość naszego pozorowanego rozwoju to nic innego jak właśnie robienie czegoś takiego jak 100 lat temu tylko większego, mniejszego, szybszego, wolniejszego itp. Innymi słowy mówiąc mamy zmiany o charakterze ilościowym i niemal całkowity brak zmian jakościowych, co oznacza zastój.

Przejdźmy do konkretnych przykładów, bo zapewne, aż świerzbi Was żeby zarzucić mi głupotę bo przecież … no właśnie co? Co tak naprawdę udało się nam ostatnio realnie osiągnąć? Zapewniam was że postęp, który ma być czymś niejako codziennym jest wielką, pustą, nadmuchaną, kaczką dziennikarską i medialną.

Nie ma postępu i nie ma go od dawien dawna. Są niewielkie przypadki zmian które mogą rozwinąć się w coś faktycznie postępowego ale o tym później.

1) Nauka.

Oczywiście naukowcy jeśli wierzyć mediom niemal co dzień dokonują epokowych odkryć i wzbogacają naszą wiedzę. Udało się zaobserwować planetę krążącą wokół gwiazdy - wow toż to przełom, super odkrycie udowadniające że … istnieją planety krążące wokół gwiazd. Upraszczam, ale powiedzmy sobie szczerze czym innym jest odkrycie, że ziemia jest kulą i krąży wokół słońca, a czym innym obserwacyjne potwierdzenie tego co widzimy w zasadzie na co dzień. Od czasu kiedy powstała hipoteza “czarnych dziur” którą można by uznać za coś naprawdę odkrywczego (obiekty o super masie i hiper grawitacji tak silnej że przyciągają światło) minęło .. jak myślicie kiedy po raz pierwszy postulowano takie obiekty? otóż kochani moi w … 1783 r. Teoria rozwinęła sią oczywiście po opublikowaniu teorii Einsteina na początku XX w. No to mamy nowość :-) Wielkim echem odbiło się onegdaj odkodowanie genomu człowieka, a jednak znów przyznacie sami że czym innym jest odkrycie DNA i ustalenie jego funkcji, a czym innym ustalenie genomu, które wymaga po prostu czasu i wielu obliczeń co obecnie nieco łatwiej zrobić. Aby było jasne - pojęcia gen użyto po raz pierwszy w 1909 r. DNA odkryliśmy w 1869 r. natomiast jego modelową powszechnie znaną podwójną heliksę przedstawiono w 1953 r.

Z wielką pompą otwarto we wrześniu tego roku LHC czyli niezwykle kosztowny, nowoczesny i współczesny odpowiednik tego co dawnej osiągano tłukąc orzechem o kamień lub samochodzikiem o podłogę. Oto mamy szczyt naukowej myśli i mekkę wyznawców tzw. Modelu Standardowego. Bardzo wielkie urządzenie służące do … zderzania ze sobą cząstek materii (z ogromną prędkością i przy ogromnych energiach). Prawdę powiedziawszy ów Model Standardowy ma więcej wad niż zalet, ale zostawmy to na boku. Najważniejsze co chcę powiedzieć to że w fizyce od czasów Einsteina i fizyki kwantowej nie odkryto w zasadzie niczego, a pracuje się głównie nad zszyciem tych niepasujących do siebie teorii. To już ponad 100 lat i nie powstała żadna nowa jakość, a popularnonaukowe kanały frapują swoich widzów barwnymi symulacjami zjawisk które są przedmiotem wykładów fizyki na poziomie szkoły średniej, bo w zasadzie co tu pokazywać skoro nic nowego dla obrazu świata się nie pojawiło, raz jeszcze to napiszę od niemal 100 lat. Sławny “wielki wybuch” czy raczej jego teoria powstała dzięki postulatom z lat 20-tych (a jakże) na jego korzyść przemawia odkrycie z lat 60-tych - mikrofalowego promieniowania tła, no to przynajmniej było faktycznie odkrycie.

Z resztą aby nie opisywać tu sporej ilości ostatnio serwowanych nam rewelacji proszę, o to lista 10 najważniejszych odkryć naukowych roku 2008 wg magazynu Time:

01 - Otwarcie LHC - pisałem o tym wyżej, szkoda że działała tak krótko :-)

02 - Po raz pierwszy marsjańska sonda udała się w rejon podbiegunowy planety. Sonda Phoenix, która wylądowała w okolicach północnego bieguna czerwonej planety nie odnalazła niczego, co diametralnie zmieniałoby dotychczasową wiedzę o Marsie jako o martwej planecie. Dzięki misji Phoenixa potwierdziły się jednak przypuszczenia, że kiedyś na planecie były warunki do istnienia życia.

03 - Mycoplasma genitalium to najmniejsza bakteria, którą można hodować w warunkach laboratoryjnych. Jej genom jest prawie 40 razy mniejszy niż ludzki. Na początku roku Instytut J. Craiga Ventera ogłosił, że udało mu się w pełni zrekonstruować chromosom tego prostego organizmu. Kolejny krok to sprawienie, by DNA w żyjącej bakterii zaczął funkcjonować i decydować o całym organizmie. Venter nie ma wątpliwości, że jego zespołowi uda się to osiągnąć. Nie wiadomo tylko kiedy :-)

04 - Chińscy astronauci znaleźli się na orbicie w 2003 roku, 40 lat po tym jak znalazł się tam pierwszy człowiek. Przez ostatnie pięć lat chiński program kosmiczny rozwijał się w tempie bez precedensu w historii astronautyki. Pierwszy lot odbyła jedna osoba, w drugim wzięły udział dwie, podczas trzeciej, trzyosobowej misji miał miejsce pierwszy chiński spacer w kosmosie. W sumie fajnie ale … co to ma być za przełom w naszej wiedzy - kolejny kraj stać na spacerki w kosmosie.

05 - populacja zachodnich goryli nizinnych jest o wiele większa niż dotychczas szacowano. Lasy i bagna na północy Kongo zamieszkuje 125 tysięcy tych naczelnych. Na prawdę świetna i pozytywna wiadomość ale czy to jest odkrycie ?

06 - Dopiero w listopadzie 2008 roku naukowcom udało się uchwycić po raz pierwszy za pomocą teleskopu planetę spoza Układu Słonecznego. Krąży wokół jednej z najjaśniejszych gwiazd półkuli południowej - Fomalhaut (pisałem o tym nieco wyżej)

07 - Czapka niewidka. Za pomocą nanodrutów umieszczonych wewnątrz mikroskopijnych aluminiowych rurek stworzono tkaninę 10 razy cieńszą niż papier. Zakrzywia ona falę świetlną w ten sposób, że owinięty w nią obiekt staje się praktycznie niewidzialny. Niestety jest tak delikatna jak cienka :-)

08 - Stevan Schuster, profesor biochemii ogłosił, ze udało mu się zrekonstruować 80% genomu wymarłego przed wiekami mamuta włochatego. Dokonał tego za pomocą sierści ze szczątków kilku osobników. Fajna sprawa tyko że nic w tym odkrywczego. Kosztowało to pewnie wiele pracy ale czy na prawdę podnieca kogoś, że obliczono kolejny ciąg dla liczby Pi ? Tego typu praca to po prostu mozolne obliczenia, które zleca się komputerom i czeka. Dzięki wzrostowi wydajności tych ostatnich, przyjdzie nam zapewne łyknąć jeszcze nie jedną taką rewelację typu że komuś udało się policzyć coś szybciej.

09 - Przeprowadzone w ubiegłym roku badania (dot. społeczeństwa USA) pokazały, że procent potrafiących zrozumieć naukę wzrósł z 17 do 25%. W praktyce oznacza to, że tyle Amerykanów może cokolwiek wynieść z lektury naukowych stron w prasie. Czyli że amerykanie, w brew pozorom, mądrzeją :-) no to jest coś wartego odnotowania

10 - najstarsze szczątki rodziny. W liczącym 4600 lat grobie znajdowały się szkielety: kobiety, mężczyzny i chłopców w wieku około 8 i około 5 lat. Na podstawie badań DNA ustalono, że młodsi byli potomstwem pary. To dość kuriozalne odkrycie bowiem czego ma dowodzić? Że już 5000 lat temu znano instytucję rodziny ?

No przepraszam bardzo jeśli to są przełomowe osiągnięcia naukowe 2008 r. to nie wiem czy w ogóle potrzebuję jeszcze udowadniać tezę że żyjemy w okresie zastoju jeśli nie wręcz zacofania cywilizacyjnego.

CDN …

Jestem Homofobem ?



(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)

Krótko i na temat.

Jestem człowiekiem niebywale liberalnym, w tym również niebywale liberalnym obyczajowo.Może to kogoś tu zgorszy ale jak ktoś lubi z owcą i owcy to nie przeszkadza to i mnie nie przeszkadza. Mimo to nieustanne próby przedstawienia różnego typu zboczeń jako po prostu tzw. odmiennych orientacji uważam za zwykłą hipokryzję i próbę zagadywania tematu.

Nie mam nic przeciwko nawet najdziwniejszym praktykom w dowolnych konfiguracjach ale nazywajmy rzeczy po imieniu - homoseksualizm to nie to samo co jakieś eksperymenty par mieszanych i próby udowadniania, że wszystko jest w normie bowiem heteroseksualiści posługują się czasem tymi samymi technikami, to czystej wody bzdura i demagogia.

Prześladowanie kogoś za upodobania jest oczywiście rzeczą naganną, penalizacja zachowań seksualnych o ile zaangażowane są w nie osoby świadome, dorosłe i dzieje się to bez przymusu jest rzeczą głupią, ale próby ustalenia normy biseksualnej jest działaniem całkowicie katastrofalnym. Gej czy lesbijka to nie są źli ludzie, ani przestępcy ale prezentowana przez nich postawa w zakresie związków nie jest i nigdy nie powinna być przedstawiana jako normalna.

Świat Parametrów cz. 2



(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)

Myślicie że świat sztuki wolny jest od parametrów? Nic z tego. Ostatnio trochę odświeżyłem znajomość z gitarą, a ponieważ od ostatniego razu upłynęła cała epoka cóż było robić, zagłębiłem się w rozmaite fora internetowe aby nadgonić. Jak myślicie co jest decydujące dla brzmienia ? Artykulacja? Technika gry?
Używane przez gitarzystę efekty? Struny? Akustyka pomieszczenia?

Nie, nic z tych rzeczy. Parametry.

Dla brzmienia zdaniem wielu “fahofcuf” najważniejsze jest (kolejność przypadkowa):

- miejsce produkcji gitary - zasada im bardziej USA tym wyższa jakość brzmienia
- logo producenta - o dziwo jest ono często ważniejsze niż fakt, że producent używa gorszych materiałów albo że już dawno przeniósł produkcję do Azji
- klonowy top najlepiej z klonu klasy 5A czyli jakiegoś niesłychanie wzorzystego i co za tym idzie niesamowicie drogiego
- rodzaj drewna z którego zrobiona jest deska gitary (ciekawe że jest to na ogół ważniejsze niż rodzaj strun czy artykulacja a nawet użyta elektronika choć ta ostatnia na ogół umie symulować nawet brzmienie startującego odrzutowca)
- ilość kawałków z jakiej się decha składa (bo te gorsze są sklejane z kilku części)
- fakt czy gryf jest wklejany (lepiej) przykręcany (gorzej) czy też może ciągnie sie przez całą długość (tu nie wiem - jak tak jest to zawsze decha już z natury rzeczy musi być w kawałkach)

Można by wymieniać w nieskończoność. Mamy tu pełen przegląd audio voodoo podobnie jak w przypadku audiofilów. Multiefekty są “be” trzeba koniecznie mieć indywidualne kostki, w tych kostkach nawet niektórzy wymieniają części na bardziej “audiofilskie”. Mamy tu kierunkowe kable (tak, okazuje się że potrafimy już w przewodnikach z miedzi tresować elektrony i kazać im lepiej płynąć w jedną stronę niż drugą) i jakieś super przystawki (Seymur czy Dimarzio).
W tej powodzi opinii ludzi których nie waham się nazwać szarlatanami i zbieraczami można trafić na perełki, kiedy ktoś zwraca uwagę, że gitara nie gra sama, a brzmienie uzyskuje gitarzysta korzystając nie tyle z mahoniu, palisandru czy klonu birds eye ile z własnej inwencji i muzycznej wyobraźni.
Ludzie, co to znaczy brzmienie Gibsona czy LesPaula, jakiego, a może raczej, którego, ja ogrywałem ostatnio dwa Gibsony i każdy brzmiał inaczej.

Ot kolejny przyczółek świata parametrów gdzie porównując numery seryjne Fenderów decydujemy o jakości i brzmieniu. Kolejne miejsce gdzie coś za kilkaset złotych brzmieć nie może, a za 20 tys. to już musi być cud miód.
Jednym z zabawniejszych aspektów całego zagadnienia jest to, że jeśli jakiś gitarzysta ma powiedzmy jednego z kilkunastu na świecie fenderów z jakiejś tam serii, to najczęściej nie wynosi go w ogóle z domu, bo kto by narażał instrument wart ćwierć bańki ? Tego typu instrumenty są raczej lokatą kapitału niż czymkolwiek więcej i ani na koncercie ani w studio nawet ich nie usłyszymy. Wierzcie lub nie ale czytałem kiedyś dyskusję na temat walorów brzmieniowych klonowego topu gdzie przekonywano się że mniejsza lub większa wzorzystość ma istotne znaczenie brzmieniowe. Tylko jeden bodaj człowiek napisał, że ma to znaczenie czysto wizualne, a zwykły mleczny klon będzie brzmiał tak samo jak prążkowany. Jego przeciwnicy powoływali sie na własne doświadczenia (całkiem w to wierzę - gdybym dał kilka tysięcy za gitarę też bardzo chciałbym usłyszeć różnicę) oraz opinie lutników (a kto Wam kochani sprzedaje to drewno w postaci kosztownych gitar, czy nie lutnicy ? Uważacie że zaczną piłować gałąź na której siedzą ? Wiara w obiektywizm ludzi zainteresowanych finansowo jest na prawdę godna podziwu)

Moja opinia:

Oczywiście, że drewno ma znaczenie, oczywiście że pickupy mają znaczenie, ale zastanówcie się co lepiej zabrzmi - amator z jakąś maszynką za kilka tys. USD czy wirtuoz z całkiem przeciętnym Cortem czy Ibanezem? W gitarze najważniejszy jest gitarzysta. Reszta elementów dzieli się na takie, które mają znaczenie większe, mniejsze czy wizualne

tym razem piszę w kolejności ważności:

0) absolutna oczywistość - gitara musi stroić, mieć prosty gryf, nie mieć uszkodzeń wpływających na dźwięk i wygodę grania, akcja strun powinna być wygodna - co nie znaczy, że struny mają wisieć milimetr nad progiem ma być po prostu wygodnie

1) Technika wydobycia dźwięku (czyli jak konkretnie się strunę szarpie - palcem, kostką, pazurkiem jak dociska się strunę na chwytni itp. wszystko to co nazywamy artykulacją)

2) Grubość strun (nie koniecznie producent, tylko grubość) wiadomo grube struny brzmią bardziej metalicznie, mocniej, dla metalowca trzynastki to podstawa, dla jazzmana myślę że 9-10 może 11 oczywiście zależnie od preferencji.

3) Konfiguracja efektów, wzmacniacz, ustawienia barwy dźwięku w gitarze i wszystkich urządzeniach przez które sygnał przechodzi, od gitary aż do głośnika z tymże włącznie - spróbujcie uzyskać potężny dźwięk z jakiejś plastikowej pierdziawki komputerowej nawet mając niewiadomo jakie pozostałe komponenty

4) Rodzaj przystawki - oczywiście singiel brzmi inaczej niż humbacker czy soapbar. Myślę że warto przyjrzeć się też producentom bo niektórzy na pewno robią je lepiej niż inni, ale bez mitologii. Polskie Merliny nie powinny wypaść gorzej niż Seymur Duncan często no name sprawdzają się zupełnie dobrze

Reszta to rzeczy o znaczeniu drugorzędnym (tak drewno jest drugorzędne tzn. ma znaczenie ale nie aż tak istotne), małym, znikomym, żadnym lub voodoo dla kolekcjonerów.
Większość z nich zdecydowanie bardziej oddziałuje na cenę niż na brzmienie, dokładnie tak jak ma to miejsce w przypadku pseudomelomanów a w rzeczywistości kolekcjonerów kosztownego sprzętu audio którzy określają się mianem audiofilów choć de facto są sprzętofilami i szpanerami.

CDN …

Kryzys finansowy czyli kryzys ... Socjalizmu


(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)

Ok. było kilka słów o socjalkapitalizmie, który ma być lekarstwem na kryzys podczas gdy ta sama słabośc de facto jest przyczyną kryzysu. Nadal podobnie jak w poprzednim wpisie uważam że dolewamy oliwy do ognia. Co jeszcze głupsze - wnioski dość tępych pismaków są takie że to uwaga …. liberalny kapitalizm spowodował, kryzys normalny obłęd. Poniżej daję linka do fajnego tekstu na ten temat.

LINK

jeśli link przestanie działać postaram się poniżej trochę ten tekst omówić ale puki co lepiej sięgnąć do oryginału.

Świat Parametrów cz. 1

(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)

Nie wiem jak do tego doszło ale pewnego dnia ludzkość obudziła się w świecie, w którym nagle przestał obowiązywać rozdział pojęć ilość i jakość. Trudno w zasadzie poza nielicznymi wyjątkami trafić na dziedzinę gdzie co dzień nie udowadnia się ludziom, że więcej znaczy lepiej. Oczywiście jest to stwierdzenie absurdalnie głupie, ale jakoś nikomu nie przeszkadza jego niedorzeczność. Gdzieś w przeszłość odeszły “złote środki”, “proporcje”, czy nawet “optymalność”. Naszym życiem zaczynają rządzić tabele specyfikacji i parametrów. Oczywiście w największym stopniu dotyczy to zakupów urządzeń głównie komputerów, telefonów czy aparatów fotograficznych, ale nie dajmy się zwieść - ideologia ilościowa ma tu tylko swój silny przyczółek w ataku na niemal każdą sferę życiową.

Aby nie być gołosłownym proponuję zadać sobie kilka pytań:

1) jak długo człowiek powinien żyć ?

2) czy lepiej mieć jednego czy wielu partnerów seksualnych ?

3) jak długo użytkuje się telefon/komputer jak często chciałbyś go zmieniać ?

Jest tego oczywiście więcej, ale chodzi mi o to, że od pewnego czasu widać przewartościowanie a nawet przewrócenie pewnych pojęć. Dobrze znaczy dużo, często, szybko itp. Nie chodzi mi o to, że dobrze to mało chodzi mi o to, że “dobrze” nie przekłada się wprost na “ile”.

CDN…

Socjal-kapitalizm*


(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)


* to chyba będzie całkiem nowe pojęcie ekonomiczno polityczne :-) Wczoraj na NYSE zapanowała atmosfera paniki totalnej. Przyznam szczerze że tej wartości spadków na nowojorskim rynku nie widziałem nigdy na żywo może w jakichś danych historycznych nie wiem czy sławetne WTC zatrzęsło aż tak rynkiem. Co się stało? Czyżby Ben Laden ustrzelił obu kandydatów na prezydentów, czy nagle upadł cały przemysł, usługi, nowe technologie, ludzie przestali jeść ? Nic z tych rzeczy, otóż, w kongresie przepadł plan niejakiego Paulsona. Plan ten zakładał ni mniej ni więcej tylko dorzucenie z budżetu kasy do kiesy podupadających, wyłącznie z własnej winy instytucji. Tzw. ratowanie sektora finansowego, powiedzmy to sobie szczerze oznacza premiowanie idiotycznych zagrywek spekulacyjnych jakim uległy nawet największe i najpoważniejsze instytucje finansowe. Głosy o konieczności wyciągnięcia z tarapatów tych instytucji oznaczają tylko tyle że nastąpi skapitalizowanie zysków tych inwestorów którzy te zagrywki wywołali. Inaczej mówiąc za pieniądze podatnika wzbogacą się ci którzy wywołali całe to trzęsienie ziemi. Mechanizm jest prosty - fakt iż wycena jednostek np. funduszy inwestycyjnych, czy też wartość akcji danego banku wynosi powiedzmy 100 wynika z faktu określonych notowań aktywów. Jeśli kupiłem sobie jednostkę za 50 a dziś kosztuje 100 to …. no właśnie - to nic nie oznacza bowiem zyskam wtedy i tylko wtedy kiedy odsprzedam jednostkę. Wielu z nas miało już niebywałe zyski na papierze ale jak doszło do ich realizacji … no cóż. Dlatego właśnie zapychanie wirtualnej dziury realnymi dolarami czy euro czy złotówkami to zwykła próba ogolenia podatników i napchania kiesy spekulantów i to całkiem za darmo. Co powinno zatem się zrobić ? Kompletnie nic. Należy pozwolić spokojnie upaść biznesom, które się potknęły nawet jeśli mają po 150 lat tradycji jak Lehmann Brohers. Zapewniam wszystkich, że kompletnie nic się z tego powodu nie stanie. Swoją drogą okres przedwyborczy z pewnością sprzyja takiemu szastaniu kasą podatnika. Niestety podobne działania planuje podjąć też eurobank centralny, choć to może mniej dziwić wobec przewagi socjalistów w strefie euro. Tak więc wszyscy chcą “kapitalizmu” pod warunkiem że w razie czego państwo dopłaci - i to właśnie socjalkapitalizm który z kapitalizmem ma tyle wspólnego co obraz z obrazą, albo krzesło z krzesłem elektrycznym.

PS. Ponieważ krążą słuchy że plan Paulsona jednak wejdzie ale po korekcie następnego dnia obserwujemy sytuację niemal odwrotną. Najlepszy dowód na to co napisałem. Każdy chce żeby mu ktoś dopłacił. Można powiedzieć że rynek giełdowy zaszantażował rząd. Skąd ten wpływ giełdy na władzę? A gdzie inwestują pieniądze fundusze emerytalne i inwestycyjne? Jeszcze do tematu zapewne wrócimy.

PS 2 No i proszę plan uchwalono a przez ostatnie dwa dni po krótkiej jednodniowej korekcie NYSE wali się w dół jak zestrzelony bombowiec. Interwencje na rynku tak się kończą. Korzystając z okazji gratuluje tym którzy całą tą akcję wywołali oraz tym którzy na niej skorzystali. Żal trochę tych nieświadomych ludzi którzy uznali, że pompując kasę, coś tam uratują. Tak jak napisałem - gdyby interwencji nie było bylibyśmy w tym samym miejscu.

PS 3 No i proszę dopiszę się do tego tekstu bo nie ma sensu zaczynać nowego. Plan uchwalono, następuje powolna nacjonalizacja banków w wielu krajach na giełdzie krach - nie ma co się bać tego słowa po prostu panika. Co to wszystko oznacza jeśli popatrzymy na to bez emocji - podatnicy płacą dywidendę spekulantom. Głupi tylko nie bierze jak darmo dają. Raz jeszcze powtarzam - im dłużej będziemy ratować sektor finansowy tym dłuższy i większy kryzys nam grozi. Ale to tylko wołanie na puszczy może jak ktoś wróci za kilka lat do tego tekstu będzie można ocenić jego rzetelność.

Rasizm ?


(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)

Nie będzie to jakiś poważny tekst o rasizmie, a jedynie taka mała refleksja. Otóż drodzy moi czytelnicy mimo, iż zdecydowanie hołduję tezie, że wszyscy są równymi istotami ludzkimi w sensie prawnym czy moralnym czy jakimkolwiek innym, to jednak zdecydowanie nie mogę zgodzić się na przesadę, jaką jest doszukiwanie się rasizmu w każdym niemal zachowaniu, które wskazuje już nie tyle na dezaprobatę, ale zwykła nieufność czy zdziwienie innością i niechęć aby owa inność na co dzień nas atakowała.

Kochani czytelnicy - obawa czy lęk wobec zjawisk nieznanych i nam obcych jest mechanizmem biologicznym, który przyczynił się do naszego przetrwania i ewolucji. Ciągła próba wmawiania ludziom że skoro obawiają się rzeczy obcych ich codziennemu doświadczeniu to są jakimiś ułomnymi kretynami prowadzi do kształtowania pokolenia lemingów zmierzających ślepo w kierunku przepaści. Rozumiem potrzebę swoistej ekspiacji jaką mają białasy w związku z faktem, iż dopuściliśmy się w przeszłości ordynarnych masowych mordów i zbrodni wobec osób zamieszkałych na terenach Azji, obu Ameryk a szczególnie Afryki. Nic nie tłumaczy barbarzyństwa i zbrodni - musimy z tym jakoś żyć i szanować ludzi jako takich. Ale u licha nie każcie mi czuć się rasistą tylko dlatego, że zgodnie z moją własną naturą nie lezę na oślep do czarnej dzielnicy, a czasem wydaje mi si że jakiś afroamerykanin ;-) jest po prostu głupi, chamski itp. CDN …

Odpowiedzialność



(Uwaga - jest to wpis historyczny w ramach akcji przenoszenia wpisów ze starego bloga do bloggera)


Dziś parę słów o ekonomii. A właściwie o ludzkiej psychice, szarpanej emocjami. Ten temat będzie wracał bo muszę przyznać że mało rzeczy mnie tak irytuje jak niektóre komentarze dotyczące bieżącej sytuacji ekonomicznej. Bez względu na to czy jesteśmy aktualnie gdzieś na szczycie gospodarczej hossy czy też w jakimś totalnym dołku, a może gdzieś w drodze pomiędzy tymi ekstremami, zawsze trafimy na opinie i porady których jedynym celem i funkcją jest zwykłe młócenie sieczki. Na prawdę nie wiem co, poza wierszówką, zmusza, skądinąd, poważnych ludzi, do wypisywania wierutnych bzdur opartych na tzw. “chłopskim rozumie”. Absurdalność to jednak tylko cześć problemu i to ta mniej istotna. Na nieszczęście absurd wokół panoszy się tak skutecznie, że często bywa przyjmowany za prawdę. Gorzej że te bzdury czytają ludzie i narasta w nich, w zależności od aktualnej “fazy wieszczej” komentatora, lęk, frustracja lub też poczucie euforii. Na bazie tych emocji podejmowane są często życiowe decyzje ale z uwagi na brak odpowiedzialności za słowa pan komentator, analityk oczywiście nie musi się specjalnie obawiać. Przykładów jest tyle że nawet nie chce mi się specjalnie tu rozpisywać, wystarczy sięgnąć do archiwów. Ale nie mogę sobie podarować jednego. Jakiś czas temu nasza waluta mocno się osłabiła. USD kosztował wówczas ponad 4 zł. a euro ponad 5. Wówczas gdzieś na wirtualnej polsce przeczytałem artykulik zachęcający do … przewalutowania kredytu walutowego bo przecież stał się taki drogi. Do dziś nie wiem co pił lub palił jegomość który takie coś napisał. Z resztą w tym okresie sporo było nawoływań do przejścia na kredyty złotówkowe lub brania kredytów w złotówkach. Nie będę się znęcał, dość powiedzieć że niedawno w okresie umocnienia naszej waluty USD kosztował nieco ponad 2 zł. a euro nieco ponad 3. Pomyślmy - mamy kredyt powiedzmy 100 tys. USD, przewalutowanie go wtedy za radą pana X oznaczałoby przejście na kredyt w wysokości +/- 400 000 zł. Przewalutowanie go dziś oznaczałoby 230 tys. (a w szczycie ok 212 tys.). Pan X swoją nieodpowiedzialną paplaniną okradł być może kogoś na 200 tys. zł. A gdyby dał komuś w łeb na ulicy i zabrał 200 zł. poszedłby siedzieć.

… i to by było na tyle

Hello World ver. 2.0




Jako że mam problemy z tempem działania mojego pierwszego bloga a poza tym w sumie odechciało mi się walk z Word Press więc postanowiłem przerzucić się tu.
A nuż będzie lepiej.
Zapraszam również na zlinkowane obok strony domową i firmową