sobota, 27 grudnia 2008

Polemika




Mój zaprzyjaźniony Blog opublikował polemikę do mojego wpisu

Zarzut pod moim adresem jest prosty: nie da się ustalić normy, nikt nie może zatem skutecznie postawić granicy pomiędzy tym co normalne a co nie.

Szanowna Yaneeno :-)

Od tysiącleci w sposób mniej lub bardziej skuteczny bronią się same pewne wartości. Celowo używam znienawidzonego słowa "wartości" bo są nimi wg. mnie takie normy zachowań, które bronią się same i nie wymagają kampanii pro czy anty. Wartości te mają charakter w jakimś sensie biologiczno - gatunkowy. U ich źródeł zaś pojawiają się silne tabu, które jak łatwo zauważyć często brały się z całkiem zdroworozsądkowych podstaw. Monża wierzyć w jakąś nadnaturalną siłę prawodawczą, lub nie, ale fakt pozostaje faktem, że istnieją nakazy etyczno moralne, które zwyczajnie biorą się wprost ze strategii przetrwania gatunku.
Zakaz zabijania innych ludzi, poza obroną własną i swoich bliskich, zakaz kazirodztwa, różnego typu zakazy i obostrzenia pokarmowe, pewne nakazy dotyczące ubierania się czy zakaz nagości to są normy, które mają swój określony sens, których nieprzestrzeganie szkodzi fizycznemu przetrwaniu gatunku. Dlatego są one niejako wbudowane w większość, jeśli nie we wszystkie systemy etyczne jakie znamy. Oczywiście wszystko daje się stopniować i każdy zakaz można rozumieć mniej lub bardziej bezwzględnie. Ostatecznie czym innym jest zakaz zabijania a czym innym paradowania nago.
Uderzyłem z grubej, biologicznej rury ale wcale nie chcę kontynuować wywodu w stylu "seks homoseksualny jako nie prowadzący do prokreacji jest nienormalny". Co to, to nie, jestem całkiem normalny i lubię seks nieprowadzący do prokreacji :-)
Chcę tylko zauważyć, że nie bez kozery większość ludzi podświadomie boi się węży czy pająków, nie bezpodstawne jest to że pewne rzeczy nas brzydzą np. gnijące mięso. Owe niechęci i lęki mają podłoże atawistyczne i biorą się z doświadczeń wielu pokoleń naszych przodków. Obawiamy się tego co może potencjalnie nam zaszkodzić. Ot i tyle.
Gdzie zatem jest granica normalności? Granica normalności jest w miejscu, w którym ktoś mówi mi, że skoro brzydzę się nadgniłym mięsem albo boję się żmii to ja jestem kimś nienormalnym. Współczesna "otwartość" zdaje się przekraczać granice rozsądku.
Tak, wiem że nie jestem homofobem, ale ostatnio mianem tym określa się wszystkich ludzi którzy ośmielają się żywić krytyczne uwagi wobec dość uporczywych prób wypromowania homoseksualnego trybu życia. Wyraźnie napisałem i raz jeszcze to podkreślę, jak dla mnie można współżyć nawet z czajnikiem czy pasztetem, problem w tym, że mamy nie tylko tolerować ale uznać, że np. określenie "mama" czy "tata" powinny zniknąć ze słownika bo krzywdzą biednych pederastów i lesbijki.
Powodem napisania mojego pierwotnego tekstu była histeryczna reakcja mediów na fakt, że Watykan z pewną nieśmiałością wyraził się, nie dość "otwarcie" i bez entuzjazmu na temat homoseksualizmu w związku z jakąś międzynarodową inicjatywą zmierzającą do depenalizacji zachowań homoseksualnych. Ciekawe przy okazji jakby skomentowano gdyby Watykan wygłosił jakieś płomienne orędzie wspierające homosiów ?

Czasem, nieco przewrotnie, myślę, że najlepiej byłoby właśnie tak zrobić tzn. z entuzjazmem przyjąć w konstytucji nawet, że homoś jest OK. Byłby to conajmniej gwóźdź do trumny :-)
Obawiam się, że w świecie totalnej akceptacji dla "kochających inaczej " dość szybko ich populacja by zmalała z braku medialnego szumu jaki otacza "wyjścia z cienia" i z braku poczucia niezwykłości i wyjątkowości.

oto moje (kolejne) trzy grosza :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz